wtorek, 1 lipca 2014

Bonus!- Jake x Dirk

Teoretycznie, w niedzielę miał pojawić się rozdział. Będzie on jutro kiedyś. Wszystko zaczyna mi się mieszać we łbie i ostatnimi czasy ruter postanowił zacząć się buntować. Na chwilę obecną zapraszam do czytania bonusu niemal w całości poświęconego pieprzeniu Dirka xD



Jake x Dirk




Przy biurku, w dużym, jednak strasznie zagraconym pokoju, siedział blondwłosy chłopak. Otaczała go cała masa śrub, wkrętów, blach, narzędzi i elektroniki, sam właściciel tego sprzętu właśnie budował kolejne roboty. Właściwie, aktualnie pracował tylko nad jednym i momo tego, że poświęcił mu Już kilka dobrych dni, to on nadal nie jest skończony. Chłopak po raz kolejny ziewnął, przetarł oczy i po chwili wrócił do pracy.
- Dirk złaź na dół! Jake, Roxy i Jade przyleźli po ciebie, więc wyjdź wreszcie z pokoju!- wydarł się parteru domu. Jednak starszy z braci Strider nic nie odpowiedział. Był zbyt zajęty spawaniem części, by zareagować w jakikolwiek sposób.
Już po chwili było słychać bardzo wyraźnie zbliżające się w kierunku pokoju kroki, nie minęło nawet pół minuty, a w środku pojawiły się trzy osoby.
- Oh shit... Jestem na to zdexydowanie zbyt trzeźwa... Ma ktoś coś do picia?- spytała Roxy i wciąż patrzyła na kawał metalu leżący na biurku.
- Eee...- to jedyne co odpowiedział Dirk. Plus był taki, że chociaż się do nich obrócił.
- Dirk wyglądasz jak trzy tysiące nieszczęść.- powiedziała Jane, gdy tylko go zobaczyła. Jego włosy były już nieco przytłuste, a twarz oraz dłonie umazane jakimś smarem.
- Idź się szybko ogarnij. A potem idziesz z nami na kręgle.- dodał szybko Jake.
- Dobra, już idę.- blondyn zabrał rzeczy do przebrania się i ręcznik, po czym opuścił pokój. W chwili gdy drzwi się zatrzasnęły, trójka przyjaciół zebrała się w okół metalowego czegoś.
- Czy tylko mi to wygląda jak...- zaczęła Jane.
- Kucyk.- dokończyła Roxy- On naprawdę zrobił sobie kucyka. Na cholerę mu on!
- Wiesz, w końcu lubi te zwierzęta, a że prawdziwego mieć nie może, to zrobił soboe robota.- powiedział ze spokojem Jake. 
Tak przez blisko pół godziny rozmawiali i dotykali wszystkiego, poza nowym robotem. Gdy Dirk wrócił do pokoju i zobaczył ich rzucających w siebie śróbkami, szybko podszedł zobaczyć czy nie popsuli owoców jego kilkudniowej pracy.
- Uspokójcie się. Idziemy?- zapytał nieco zirytowany.
- Tak, tak...- odpowiedzieli automatycznie. Dirk pociągnął za rękę Jake'a, aza nimi ruszyła reszta.
- Oj, Drik, Dirk... Nadal zachowujesz się tak jabyś od dłuższego czasu nie spał- powiedziała Jane.
- Hmmm... Może to dlatego, że spałem bardzo mało...?
- Ile dokładniej?- dopytywała dalej.
- Nie wiem, z trzy cztery godziny.
- Dziennie?
- Tygodniowo.
- To może zamiast na kręgle, pójdziemy do kina, a potem odeślemy konstruktora do domu?- spytała Roxy.
- Jestem za.- odpowiedział sam Dirk.
- Wy naprawdę myślicie, że ten maniak pójdzie spać? On dalej będzie bawił się przy robocie.- powiedział pewnie Jake.
- To weźmiesz go do siebie i dopilnujesz żeby przespał przynajmniej osiem godzin.- odparła Jane.
- Nie widszę problemu.- po tych słowach Jake'a, Dirk spojrzał na niego spodełba. Oczywiście, że wolałby zostać w domu. Niedługo skończył by swoje wielkie dzieło, tworzone na dobrą sprawę od miesięcy, ubiegły tydzień to tylko wykończenie, a niestety jego chłopak skutecznie mu to uniemożliwia.
Po wejściu na salę kinową, wystarczyło dziesięć minut reklam, a starszy Strider już spał. Obudził się dopiero gdy jego poduszka, w postaci ramienia Jake'a, postanowiła nagle zniknąć spod głowy.
Kiedy wyszli już z kina, na dworze zaczynało powoli się zciemniać.
- Jake, ja nie mogę iść do ciebie. Muszę dokończyć maszynę.- powiedział już całkowicie przytomnie Dirk.
- A ja nie mogę żyć dłużej bez twojego tyłka.
- Użyłeś bardzo konkretnego argumentu.- zaśmiał się Strider.- Dobra chodźmy.
Poszli spokojnie do domu English'a, a gdy tylko przekroczyli próg Jake przybił Dirk'a do ściany, po czym zaczął łapczywie i brutalnie go całować.  Blondyn przez dłuższy czas nie dawał drugiemu językowi go zdominować, jednak po jakimś czasie poddał się, a usatysfakcjonowany gospodarz nieco zwolnił i zaczął, tym razem nieco bardziej subtelnie, gładzić językiem język, policzki i podniebienie swojego gościa. W końcu obu zabrakło tchu i rozdzielili swoje usta.
- Stęskniłem się. Przez tydzień, jak nie więcej, siedziałeś cały czas u siebie.
- Wiem. Może jednak chodźmy do sypialni zanim zerżniesz mnie w korytarzu.- powiedział uśmiechając się delikatnie Dirk.
- Hmm... Właściwie to podsunąłeś mi ciekawy pomysł...
- Nie. Nie chcę słuchać żadnych pomysłów od kogoś kto zamordował członka swojej rodziny, w lesie.- prychnął Strider.
- No to będzie po staremu.- nagle odsunął się kawałeczek, po to aby po chwili podnieść drugiego chłopaka i przerzucić go sobie przez ramię. Tamten już wiedział, że zaraz zacznie się nieprzyjemny bieg po schodach, podczas którego będzie zwisał głową w dół. English szybko, jak zwykle, przedostał się z parteru, do sypialni na piętrze, a tam niemalże rzucił Stridera na łóżko. Po chwili sam zawisł nad nim i zaczął go obcałowywać, w między czasie ściągając z niego ubrania. Dirk również zaczął pozbywać się części garderoby swojego chłopaka, jednak nagle przestał. Poczuł jak Jake ssa jednego z jego sutków, a drugirgo delikatnie podstrzypuje ręką. Strider momentalnie stał się nieco bardziej czerwony, jego oczy się zeszkliły, a oddech nieco przyspieszył. English postanowił zejść ustami niżej, jednak ręka nadal dręczyła odstający guziczek. Dirk aby nie pozostać całkowicie biernym, masował  skórę głowy towarzysza. Jake rozpiął spodnie blondyna i zaczął bardzo delikatnie uciskać genitalia blondyna, przez materiał bokserek, natomiast jego usta znów powróciły do ust chłopaka znajdującego się pod nim. Kolejny mokry pocałunek i ciche, stłumione jęki Stridera. English obrócił chłopaka na brzuch, ściągnął z nich resztki ubrań i sięgnąl do szafki przy łóżku po lubrykant. Wycisnął trochę żelu na dłoń, rozsmarował go. Po chwili wsadził pierwszy palec do odbytu blondyna i zaczął nim poruszać.
- Jake... Nie musisz się tak cackać. Wiele razy to robiliśmy i naprawdę...- nie dokończył, za to zaskoczony jęknął kiedy poczuł, że nie ma jednego palca, są trzy. Jake nie chciał, aby jego partner niepotrzebnie odczuwał ból. Owszem, całkowicie się go pozbyć nie da, jednak należy jak najbardziej go zminimalizować. W krótce English wyciągnął palce i rozsmarował żel na swoim twardym członku. Powoli wsadził do środka samą główkę, pocałował Dirka w kark. Jedną ręką trzymał jego biodra, a d prugą zaczął leniwie stymulować penisa Stridera.
- Przestań się nade mną znęcać do cholery.- wysapał ciężko blondyn. Jake na życzenie, wszedł w niego gwałtownie do samego końca, a plecy chłopaka pod nim nieco się wygieły. English zaczął powoli wychodzić niemal całkowicie, drażniąc przy tym wejście Dirka, by znów wejść głęboko.
- Jake, szybciej.- tym razem czarnowłosy do końca wypełnił rządanie. Całkowicie zmienił rytm pchnięć i dostosował do niego ruch ręki. Kiedy uderzył w prostatę blondyna, uśmiechnął się sam do siebie słysząc krzyk rozkoszy. Po jeszcze kilku takich ruchach Dirk doszedł, Jake też był już blisko. Kilka szybszych pchnięć i opadł zmęczony na chłopaka. Wyszedł z niego, w akompaniencie dziwnego plusku i położył się obok Stridera, który momentalnie się do niego przytulił.
- Jestem zmęczony i muszę dokończyć tamtego robota.- wymamrotał Dirk.
- Tak też cię kocham- prychnął Jake.


Kuniec

----- 


Jestem z tego totalnie niezadowolona, ale zrzucę cała winę na język polski i brak synonimów do kluczowego słowa 'penis'.





sobota, 28 czerwca 2014

One Miracle- Rozdział VIII?

Miało być wcześniej, a wyszło w sobotę... Muszę oduczyć się zwlekania na ostatnią chwilę... W każdym bądź razie, zapowiadam kolejny bonus,  termin przewidywany to poniedziałek, wreszcie pojawią się jakiekolwiek sceny które można nazwać yaoi, w końcu w podtytule bloga jest 'Homestuck opowiadania yaoi'... Już jutro rodział IX! A teraz zapraszam do czytania tego czegoś poniżej!

Rozdział VIII[?]


Kolacja, jak to się później wszyscy dowiedzieli, miała się odbyć w formie ogniska. Wszyscy usiedli wokół źródła ciepła jakim był ogień. Nikt nie opiekał kiełbasek ani czegokolwiek innego, bo wszystko mieli i tak dostać z grila. Ktoś wziął ze sobą gitarę, zaczął grać prostą piosenkę, a już po chwili część osób śpiewała. Nie minęło zbyt dużo czasu, a owy 'śpiew' przerodził się w darcie się.
- Tav, weź się rusz i przynieś mi coś do żarcia.- powiedział Gamzee na krótką chwilę przerywając wycie w rytm piosenki.
- Czemu ja? Sam równie dobrze mógłbyś się ruszyć. Uwierz mi, nic poważnego by się nie stało.- prychnął byk.
- Księżniczka rozkazuje, a ty marny sługusie masz wykonywać rozkazy. Poza tym w ogóle nie słyszę byś robił cokolwiek bardziej istotnego.
- Nigdzie nie idę.- wywarczał trol z irokezem.
- Ej, Tav co cię ugryzło?- spytał zdziwiony zachowaniem przyjaciela jeggalo.
- Nie lubię hałasu, to tyle.
- Aha. No to możemy iść.
- Nie, lepiej nie.
- Gdzie chcecie iść?- zapytała siedząca obok Gamzee'go Nepeta, śmiesznie przy tym przekrzywiając głowę.
- No, spowrotem do budynku.- odparł koziorożec.
- A nie chcielibyście może zagrać w jakąś grę?
-  Ok. Tylko musisz znaleźć więcej ludzi.
- To już nie problem.- powiedziała i zniknęła na chwilę. Minęło zaledwie pięć minut a wróciła ciągnąc za sobą Hybris, Hypnosa, Equiusa, Kanayę i Aradię nie do końca wiedzących o co chodzi.- No, to teraz możemy już iść!
- Nepeta, gdzie ty nas do cholery chcesz wynieść?- spytały zirytowane dziewczyny.
- No, pójdziemy do któregoś z pokoi i pogramy sobie na przykład w karty.
Po piętnastu minutach wszyscy siedzieli już bezpiecznie w pokoju dziewczyn. Hypnos nadal nie dokońca wiedział co tutaj robi i generalnie wydawał się być śpiący. Jednak ze względu na to, że w takim stanie widzi się go zawsze, nikt się tym nie przejmował.
Usiedli na podłodze, a Aradia zaczęła tasować karty.
- Właściwie to w co chcemy grać?- zapytał Tavros.
- Nie wiem, możemy zacząć od kenta, makao i innych, a potem się zobaczy.- odpowiedział Equius.
- Dajcie spokój z tymi durnymi grami! Zagrajmy w coś ciekawszego, na przykład w butelkę.- powiedział znudzony Gamzee.
- Tak! Świetnie! Może będzie się coś, cokolwiek działo!- wykrzyczała uradowana Hybris.
Gra się rozpoczęła. Początkowo były to proste zdania, ewentualnie pytania. Aż w końcu wszyscy jednomyślnie stwierdzili, że tak to by grali kilka lat temu, teraz są starsi, więc pójdą krok do przodu. Zaczęli grać na pocałunki, po każdej turze, czas był przedłużany o sekundę.
- Dobra, to teraz Tav o... Gamze? Nie no bez jaj! Gamzee wypadł najwięcej razy!- powiedział Equius.
-  Jak widać kochacie mnie wszyscy naprawdę bardzo mocno i podczas tej gry spełniają się wasze marzenia, no przynajmniej w jednej ósmej.- odparł z uśmiechem koziorożec.
- Faktycznie, odkąd zmieniliśmy zasady, minęło piętnaście tur, a w jedenastu brał udział Gamzee... Za to w żadnej nie było Hypnosa.- trafnie zauważyła Kanaya.
- Dobra, nie ważne. Nie zmienicie przypadku.- prychnął rozbawiony jeggalo i po chwili pocałował Tavrosa. Można by było powiedzieć, że nawet wczuł się w pocałunek, gdyby nie fakt, że jedym okiem zerkał na zegarek na ścianie. Nagle przerwał i uśmiechnął się do przyjaciela wesoło. Tamten odzajemnił uśmiech, a po chwili przerodziło się to w nagły, całkowicie niekontrolowany wybuch  śmiechu z obu stron.
- A im co?- spytał Hypnos, wracając na chwilę do świata żywych.
- Oh shit... Za trzy minuty będą łazić i sprawdzać pokoje. Chłopacy precz! - wykrzyczała Hibrys i w dość niekulturalny sposób wyprosiłą wszystkich z pokoju.


-----------------


Ktoś mógł się spodziewać, że będzie dłużej. Ale jak wiadomo nie będzie, bo w pewnym momencie odechcewa mi się pisać i wszystko staje się drastycznie krótsze xD

niedziela, 22 czerwca 2014

Informacja

Nowy rozdział pojawi się w tygodniu. Dzisiaj zabrakło mi siły i chęci, a także nie miałam najmniejszego pomysłu.

Przepraszam. 


niedziela, 15 czerwca 2014

One Miracle- Rozdział VII

To już rozdział siódmy... Szybko coś idzie... Znaczy się dodawanie numerków, bo sama akcja idzie powolutku, w ślimaczym wręcz tempie.


Teraz jest to chyba minimalnie minimalnie minimalna długość, ponad to rozdział jest dokładnie o niczym. Yay.

Rozdział VII



Gdy Gamzee wyszedł z łazienki, Karkat, Eridan i Tavros byli już prawie rozpakowani. Właściwie to tylko Tavros. Dwaj pozostali kłócili się o łóżko pod samym oknem.
- ... Ja byłem tutaj pierwszy, więc to ja tu zostaję!
- Chyba coś ci się pomieszało w twoim małym pustym łbie Karkat!- prychnął wodnik.
- Lepszy pusty łeb, niż nieodłączny zapach ryby!
- Kurwa, zabij...
- Dobra, to ja biorę łóżko pod oknem, Karkaciątko idzie koło szafy, a Eridan na górę do Tavsa.- wtrącił Gamzee.
- Chyba cię popierdoliło!- wyrzyknęli równocześnie wodnik i rak.
- Nie. Zawsze może się okazać, że mam lęk wysokości, więc wolę być tutaj.- odparł ze spokojem koziorożec.
- Pfff! Pomarzyć to ty sobie możesz!- wysyczał Eridan.
- Rozwiążcie to jakoś... Byle bez rozlewu krwi.- powiedział ze spokojem Tavros i podjechał do współ lokatorów.- Zagrajcie w 'papier, kamień, nożyce' czy coś takiego.
- Niech ci będzie kaleko.- wywarczał Karkat.
- Stop. Ja mam złamaną rękę.- przerwał jeggalo.
- Ale przecież tylko jedną.- odpowiedział wodnik.
- Racja.- po ostatnim słowie Gamzee'ego, gra się rozpoczęła. W ciągu kilku minut okładania innych przez zwyciezcę rundy, ostatecznie wygrał Karkat.
Kiedy wreszcie się rozpakowali(Gamzee się nie rozpakował, bo po co skoro to tylko kilka dni?), poszli do świetlicy na zbiórkę. Wyłapywali pojedyńcze zdania wypowiedziane przez nauczycieli, a jednym z nich było 'Za pół godziny spotkamy się tataj i pójdziemy na plażę.' Humor większości zgromadzonych znacznie się poprawił. Wyjątek stanowił w tym przypadku Gamzee i Hypnos. Ten drugi wolałby sapać spokojnie w pokoju, a nie na piasku, wśród ludzi chcących zmusić go do wejścia do wody, a pierwszy nie mógł chwilowo pływać ze względu na rękę.
Na plaży Gamzee, Tavros i Hypnos, którego kazała im pilnować jego siostra, po rozłożeniu ręczników zaczęli wygrzewać się w słońcu, które przestało być już tak dokuczliwe. Wiatr ze strony jeziora nieco ich ochładzał, stawarzając przy tym sytację idealną do spania.
- Hypnos, nie śpij.- powiedział Tavros szturchając go w bok.
- Nie śpię... Mam tylko zamknięte oczy...- wymamrotał sennie.
- Hypnos, cały czas śpisz. Może jesteś chory?- zapytał Gamzee, wysilając się przy tym na otworzenie jednego oka.
- Nie, raczej nie... Mam anemię, ale to nic takiego...- odpowiedział sennie.
- To wiel wyjaśnia.- odparł koziorożec i zasłonił dłonią oczy. Leżeli przez chwilę w zupełnym milczeniu. Potem ciszę przerwał byk.
- Ej Gamzee, nie za gorąco tobie?
- Nie, czemu?- spytał zdziwiony jeggalo.
- Bo masz na sobie te długie spodnie...?
- Aa... To nic. Idź spać Tav. Ta pogoda nie nadaje się do niczego innego.- powoli przysypiali. Zapewne zasnęliby na dobre, gdyby nie dość nieudolna próba Equiusa, Eridana i Solluxa, w przenoszeniu Hypnosa z ręcznika do wody. Właściwie wszystko by im się udało, ale nagle, całkowicie z nikąd pojawiła się Hybris. Na kilka minut rozpętało się tam istne piekło, a co najśmieszniejsze Hypnos nadal spał, dokładnie tak jak wcześniej. Nic nie było go wstanie obudzić. W końcu nauczyciele zaintereaowali się sprzeczką i postanowili stlumić awanturę, siejác swego rodzaju terrror, czy inaczej zakończenie wyjść na plażę.
Zarządzono natychmiastowy powrót do budynku.
Resztę dnia, aż do samej kolacji, uczniowie spędzili w swoich pokojach, nie koniecznie w dokładnie swoich, ale zawsze pokojach.

niedziela, 8 czerwca 2014

One Miracle- Rozdział VI

Postaram się nieco ruszyć akcję do przodu. Teraz dzieje się dokładnie tyle co nic... To się kiedyś zmieni... Chyba.
Jest za to inna zmiana. Rozdziały zamiast w soboty będą pojawiały się w niedzielę. Ten dzień bardziej mi pasuje.

 Rozdział VI


Dzień wyjazdu. Kilka najbliższych dni spędzą nad jeziorem 'integrujac się'. Gamzee bardzo nie lubił samego słowa 'integracja', strasznie go drażniło. Niemalże cała klass była już na miejscu zbiórki, wyjątek stanowił Hypnos, który przepadł jakiś czas temu. Nawet jego siostra nie wiedziała co takiego się z nim stało.
- Widział ktoś pana Norwin'a?- spytał wszystkich zgromadzonych jeden z opiekunów. Nikt nie odpowiedział. Wszyscy zajęci byli swoimi sprawami, z wyjątkiem Hybris, która usiłowała znaleźć brata. Sprawdzała niemalże wszędzie. W całym tym zamieszaniu nikt nawet nie zauważył nagłego pojawienia się Hypnosa.
- Kiedy wyjeżdżamy?- zapytał ospale siostry.
- Za... Cholera jasna! Zatłukę cię gamoniu! Gdzie ty kurde byłeś?!- wydarła się na niego.
- W tej takiej kawiarni za rogiem...- wykłucali się, lub raczej Hypnos spokojnie słuchał ograniczając wypowiedzi do minimum, a jego bliźniaczka wytykała mu wszystkie negatywne cechy. Skończyło się to dopiero w autokarze(Hypnos zasnął).
Gdzieś na samym końcu pojazdu, tak jak to zwykle bywa, rozpoczął się istny chaos. W krótką chwilę, rozpoczęła się kłótnia pomiędzy Solluxem a Eridanem. Nikt do końca nie wiedział o co poszło, jednak wszyscy słuchali i co jakiś czas dodawali coś od siebie. Gdy wyzwiska stawały się coraz bardziej wymyślne, Gamzee wybuchnął śmiechem zwracając na siebie uwagę towarzystwa.
- Motherfucker... Nie wiedziałem, że jesteście aż tak kreatywni.- powiedział nie przestając się śmiać.
- Stul pysk pajacu!- wysyczał Sollux.
- Wow... Naprawdę twórczo.- po chwili nauczyciele skutecznie uciszyli grono. Teraz tylko rozmwiali pomiędzy sobą, a głównym tematem był upał dokuczający wszystkim.
- Mam już dosyć słońca... Jest okropne.- powiedział Tavros zasłaniając oczy dłońmi.
- Nie marudź bro. Słońce, nie zje ci oczu... Chyba, że jest głodne.- odpowiedzial Gamzee mrużąc oczy. Mimo tego, że okna były zasłonięte, to w autokarze i tak było strasznie jasno.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Ale co?- spytał zaskoczony.
- Słońce zjadające oczy.
- Aaa... Najpierw je rozpuszcza, a potem bierze słonkę i wysysa powstałą maź, ewentualnie czeka aż się ulotni.
- Przyznaj się, ile przespałeś w nocy? Wyglądasz jak żywy trup i trochę krzywo się pomalowaleś.
- Dwie... Jak to krzywo?- spytał nieco zdenerwowany Gamzee. Przecież nie mógł zepsuć czegoś co od dłuższego czasu robił codziennie.
- Jedna strona jest nieco bardzie przekrzywiona od drugiej, ale nie masz się czym przejmować.
- Ty siebie słyszysz?! To przecież straszne i okropne!
- Gamzee, zaczynasz zachowywać tak jak Kanaya gdy skończyła jej się szminka. Jak przeszkadza ci krzywe, to możesz wszystko zmyć.- odparł ze spokojem byk.
- Jak ty sobie to wyobrażasz...- Gamzee zaczął opowiadać o tym, że bez makijażu przestanie być sobą, a Tavros zupełnie zignorował jego gadanie i porzyczył od dziewczyn chusteczki do demakijażu. Gdy tylko opakowanie trafiło w jego ręce, wyciągnął jedną chusteczkę i przejechał nią po policzku koziorożca.- Co ty zrobiłeś bencwale?!- wykrzyczał Gamzee.
- To ty masz piegi...? Nie wiedziałem.- powiedział byk, przyglądając się przyjacielowi, lub raczej fragmencie skóry, którego nie zakrywała farba.
- Tak, mam te cholerne piegi! Daj mi te chusteczki.- klaun powoli pozbywał się swojej 'maski' i stawał się zwykłym, szarym trolem. Kiedy skończył, Tavros zaczął się śmiać.
- Wyglądasz teraz zupełnie jak nie ty.
- A ty wyglądasz tak głupio jak zawsze.- odburknął koziorożec.
- Dziwnie się dzisiaj zachowujesz.
- Spałem zamało, jestem przez to śpiący i jest gorąco.
- Za godzinę będziemy na miejscu, przeżyjesz. Przy ośrodku jest plaża, popływasz s...
- Nie popływam, bo mam ten cholerny gips na ręce.
- To będziesz siedział i usychał powoli w słońcu.
Reszta drogi minęła bez zbędnych awantur. Kiedy wszyscy wyszli na zewnątrz, zabrali swoje walizki, otrzymali klucze i wysłuchali słów opiekunów, jak najszybciej poszli do swoich pokoi. Gamzee szedł wyjątkowo szybko, chciał jak najszybciej móc wyglądać tak jak zawsze. Kiedy nie był pomalowany, miał wrażenie, że wszyscy się na niego patrzą, co w sumie było prawdą.
Wpadł do pokoju, otworzył walizkę i wraz z farbami poszedł do łazienki. Dokładnie w chwili kiedy stanął przed lustrem, do pokoju przyszła reszta. Jednak koziorożca  zupelnie to teraz nie interesowało. Chciał teraz wyglądać odpowiednio i nic więcej.


-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-


Krótko jak zawsze, plusem jest to, że dodaję rozdziały stosunkowo często.

 

niedziela, 1 czerwca 2014

Bonusowy Bonus

Ta dam! Oto bonusowy bonus, a poniższy obrazek wiele wyjaśni.




¡Bonus nie jest elementem uzupełniającym opowiadanie główne!

Bonusowy Bonus- Gamzee(?) x Gamzee




Druga w nocy. Młodemu Makarze pozostały tylko trzy godziny cennego snu. Potem rozpoczynał się codzienny cykl, często będący zwykłą walką z czasem. 
Gdy Gamzee przekręcał się z boku na bok, zaplątany w kołdrę spadł z łóżka.

-  Motherfucker...- wymamrotał pod nosem gdy się podnosił.

- Gamzee skarbie nie wolno ci się tak wyrażać.- koziorożec odwrócił się w kierunku z którego dochodził dźwięk. Przy oknie stał... On sam?

- Co ty tutaj robisz?- spytał nieco przestraszony.

- Mieszkam.- odpowiedział bez chwili wahania klon.

- Aha... Ale to jest mój pokój.

- Nikt nie powiedział, że nie.

- Jesteś prawdziwy?- zapytał siadając na łóżku.

- Nie wiem.

- Czyli sztuczny...- mruknął sam do siebie i położył się wygodnie.- Dobranoc.

- Dobranoc.- odpowiedziała kopia.

Klaksony... Krew... Głowy... Honk... Honk... Honk... Klaksony... Krew... Głowy... Honk... Honk... Honk... Faygo... Klauni... Głowy... Honk... Honk... Honk!
Gamzee znowu zaczął się wybudzać, tym razem pod wpływem czegoś co nieco gilgotało, ale było za razem dość miłe. Kiedy uświadomił sobie, że ktoś go obejmuje, a co gorsza kreśli palcem kułeczka wokół jego pępka, odwrócił się gwałtownie do tej osoby.

- To znowu ty...? Myślałem, że jesteś sztuczny...- powiedział zaspany.

- Tak, to ja. Liczyłem na większy entuzjazm z twojej strony.

- Precz z tego pokoju.

- Nie.- odparł stanowczo klon.

- To daj mi chociaż spać.

- Nie.

- Więc tu zostań.- Gamzee wstał, zabrał ze sobą poduszkę i wyszedł z pokoju zostawiając kopię samą. Chciał się wyspać, ale to coś w ogóle mu na to nie pozwalało. Koziorożec dowlókł się do salonu i nie zważając na późniejszy ból pleców, położył się na kanapie, po czym zasnął.

Głowy... Krew... Maczugi... Lodówka... Faygo... Honk... Honk... Honk... Cuda... Jeggalo... Ludzie... Głowy... Honk... Honk... Eliksiry... Magia... Tęcza... Podwójna Tęcza... Honk... Honk... Honk... Honk!
Gamzee znów się obudził. Nie mógł się ruszyć. Ktoś na nim siedział. Otworzył powoli oczy i zobaczył przed sobą siebie, znaczy się klona.

- Co ty tu do cholery robisz?!- spytał w pełni zirytowany Makara.

- O! Już się obudziłeś!

- Złaź ze mnmmnmnnmnnmn!- kopia koziorożca nie dała mu dokończyć, tylko go pocałował. Brutalnie wpychał język w głąb ust Gamzee'ego, a przynajmniej robił to dopóki tamten przez szok, nie reagowal w żaden sposób. Wszystko skończyło się gdy klaun ugryzł klona w jęzor.

- Co to miało być?!- zapytał drugi Gamzee przestając tak nagle jak zaczął.

- Mogę śmiało spytać cię o to samo!- prychnął orginał.- Złaź ze mnie!

- Ani mi się śni!

- Kurwa, mam cię dosyć!- po tych słowach nastąpiła pierwsza, nieudana próba zrzucenia intruza.- Ile ty do cholery ważysz?!

- Tyle ile powinienem!

- O ile jesteś słoniem, to owszem!

- Nie bulwersuj się patyczaku.

- Złaź!

- Nii- nie zdąrzył dokończyć krótkiego słowa 'nie', bo Gamzee, gwałtownie go zrzucił na podłogę. Złapał kopię za włosy i już miał go siłą za nie wyciągnąć z domu, gdy one... Odpadły...?

Wraz z perułką zniknęła opaska z doczepionymi rogami, a przed Gamzee'im ukazała się blond czupryna.

- Człowiek? Dave?- spytał nie dowierzając Gamzee.

- Tak.- odpowiedział śmiejąc się Strider.

- Precz.- w tamtej chwili Dave dał już spokój i opuścił dom Makary.


Koniec.



sobota, 31 maja 2014

One Miracle- Rozdział V

Zium, zium, zium! Rozdział dodaję wcześniej niż zwykle! A w nim- awantury, zgoda, kłutnie i inne bzdury spotykane w większości opowiadań opowiadających o niczym szczególnym.


P.S. Jutro zapewne pojawi się super-hiper-duper-bonusowy-bonus, lub jak kto woli one-shot.

Rozdział V


Kolejny dzień w szkole, nie miał być niczym niezwykłym. Rano, Gamzee obudził się o tej samej co zwykle godzinie, a pierwsze dwie lekcje minęły dokładnie tak jak zawsze. Krótka dyskusja z nauczycielką języka ojczystego zmieniła się w wielką debatę pochłaniającą całą godzinę lekcyjną. Na fizyce monotonny ton głosu nauczyciela sprowadzał na wszystkich senność. Nawet fakt, że profesor kazał wejść Solluxowi na podwyższenie przy tablicy i łapać bańki mydlane, nie poprawiał sytuacji.
Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem plastyki. Nie można powiedzieć, że klasa była jakoś wybitnie uzdolniona, większość z nich nawet linię prostą rysowała koślawo. Gamzee siedział z Karkatem i malował, lub raczej pisał. Cała masa fioletowych napisów 'HoNk', tworzyła na czarnej kartce dziwną postać. Koziorożec bez większego zastanowienia stawiał kolejne słowa, aż wreszcie uznał, że na dzisiaj ma dosyć.
- Co robisz bro?- zapytał Karkata, spoglądając na jego pracę.
- Nie widać?- odpowiedział oschle pytaniem. Gamzee przesunął się bardziej w kierunku kartki kumpla i przyjrzał się dokładnie.
- Dlaczego na twoim obrazku Taros ma odpiłowywane piłą Kanayi rogi?
- To nie jest ta sierota Tavros!- wysyczał zirytowany.
- Co nie ja?- spytał byk odwracając się do tyłu, w kierunku Karkata.
- Karkaciątko chce ci odciąć rogi.- powiedział wesoło Gamzee.
- Karkat dlaczego chcesz to zrobić?- wtrąciła siedząca z inwalidą Aradia.
- Dajcie mi do cholery spokój! To nie jest ta cholerna sierota!- niemalże wykrzyczał rak. Powoli wokół ławki zaczęło gromadzić się ich coraz więcej troli. Nie można było w jakikolwiek sposób zaprzeczyć temu, że wszyscy wręcz kochali zamieszania. Wygłaszali swoje opinie na temat tego czy trol na obrazku, to faktycznie Tavros czy też nie. W końcu nawet najbardziej leniwi ruszyli się z swoich miejsc, aby zobaczyć o co chodzi.
- Czy wy wszyscy ślepi jesteście? To coś ma tylko rogi jak Tav, reszta jest zupełnie inna!- prychnęła Hybris, tuż obok dziewczyny stał jej brat bliźniak Hypnos. Różnili się od siebie niemalże całkowicie. Chłopak był ospały, leniwy i niezwykle flegmatyczny, nie mówił za wiele, a okazywanie uczuć ograniczał do delikatnego uśmiechu. Natomiast siostra była bezczelna, arogancka i bardzo impulsywna. Jedynymi rzeczami jakie łączyły rodzeństwo był wygląd oraz zamiłowanie do wszelkiego rodzaju sztuki.
- Karkat mogę to poprawić...?- zapytał Hypnos, jednak zupełnie nie czekał na odpowiedź. Wziął ołówek i bez pośpiechu zaczął poprawiać całą postać.
- Cholera jasna! Co ty kuźwa robisz?! To nie miał być ten debil!- wykrzyczał rak. Normalny nauczyciel już dawno kazał wszystkim się uciszyć, lecz pani Kalero utkwiła we własnym świecie i zupełnie nie zwracała na nich uwagi.
- Sory... 
- KK nie drzyj się na braciszka, bo połamię ci te mikro różki.- wysyczała Hybris.
- Wow... Teraz naprawdę wygląda jak Tav...- powiedział z podziwem Gamzee.
- Dzięki...- odparł krótko Hypnos i powoli wrócił na swoje miejsce. Jego siostra po krótkiej kłutni z rakiem, dołączyła do brata. Nie trzeba było czekać nawet pięciu minut, a zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczeli 'wylewać się' z klasy.
- Karkat to cham...- wymamrotał sam do siebie Tavros, ale koziorożec idący tuż obok doskonale wszystko słyszał.
- Karkaciątko ma po prostu pewne kompleksy, no i jednak jest Karkaciątkiem.- powiedział ze spokojem, a byk początkowo nie wiedział o czym Gamzee mówi.
- No, ale czasami przesadza.
- Trudno, ja w końcu też... Każdy.- jeggalo nadal zachowywał całkowity spokój, jakby zupełnie nie przejmował się tym co mówi, o czym mówi i co ewentualnie może powiedzieć.
- Ale teraz naprawdę mnie zdenerwował! Dotychczas byłem, a przynajmniej starałem się być miłym! Jednak on nie przestawał! Co ja mu takiego zrobiłem?!- Tavros z lekka zaczął tracić panowanie nasd sobą, a jego przyjaciel szedł nucąc jakąś melodię.
- Masz rogi Tav... Masz wielkie rogi, a Karkat twierdzi, że ktoś tak ciapowaty jak ty nie powinien mieć ich w ogóle.
- Nie jestem...
- Wiem, że nie jesteś żadną sierotą.- przerwał Gamzee.- Ale to co Karkaciątko uważa, Karkaciątko będzie uważać. Może ma trochę racji... W końcu przejechałeś tego swojego Lusus'a.
- Teraz będziesz mi jeszcze wmawiał, że to moja wina, że Lusus nie żyje?!
- No w końcu ty go przejechałeś.
- Ale to ty mnie popchnąłeś.
- To mało istotne.
- Nie da się z tobą rozmawiać.- Tavros doskonale wiedział, że Gamzee zawsze i za wszelką cenę będzie bronił swojej racji, ale nie ułatwiało to wcale prowadzenia konwersacji.
- Wiem. Co zrobić?- odparł wzruszając ramionami.
- W tym problem, że nia da się nic zrobić.
- Bywa.- powiedział beztrosko
- Czy ty w ogóle jesteś w stanie przejmować się czym kolwiek?- spytał zirytowany Tavros.
- Jestem, na przykład teraz. To straszne, że ta paskuda Kurloz zabrała wszyskie moje zabaweczki.
- Gamzee, masz złamaną rękę. Znając ciebie, to gdybyś miał do nich dostęp, rozwalił byś ją jeszcze bardziej.
- No, ale przy niektórych rzeczach nie da się nic popsuć! Co ja miałbym sobie zrobić z levistick'iem?!- koziorożec zaczął gwałtownie wymachiwać rękami na wszystkie strony.
- Przypomnisz co to było...?
- Ten kijek na żyłce, co wygląda jakby lewitował.
- Aaa...- więcej nie było mu dane powiedzieć, bo zadzwonił dzwonek.
Lekcje mijały swoim zwykłym tempem, a przynajmniej minęłyby, gdyby nie odwołana ostatnia godzina.
O piętnastej dwadzieścia większość uczniów opuściła budynek i zadowolona bardziej, lub mniej wracała do swoich domów.
- Tav... Nie chce mi się jutro do szkoły.- wymamrotał Gamzee powoli wlokąc się za wózkiem przyjaciela.
- Przestań marudzić, jeszcze tylko jutro, a potem dwa dni wolnego.
- Dwa dni to za mało...
- I tak zmarnujesz je na siedzenie przed komputerem.
- Mówisz jakbyś sam robił inaczej.- prychnął.
 Gdy Gamzee wrócił do domu, niemalże od razu włączył komputer, a potem grę. Nie miał co robić, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Teoretycznie mógłby się pouczyć czy posprzątać w pokoju, jednak kto by się tym przejmował. Grał przez dwie godziny, a potem przyszła pora na czat.
Dave wysłał mu jakiś filmik, a Gamzee oglądając go nie mógł o trząsnąć się z szoku. Znał tą piosenkę, ale nie wiedział jak się nazywa, przesz co zawsze mówil na nią jakoś inaczej. Teraz z na jej tytuł i... Jest teraz przeszczęśliwy. Można go nazwać wrecz uosobieniem szczęścia.
'TaV wIeM jUż Co To JeSt- MiRaClEs'- Gamzee wysłał wiadomość do przyjaciela i zupelnie nie obchodziło go, że tamten jest offline. Był teraz po prostu w pewien sposób szczęśliwy.