sobota, 31 maja 2014

One Miracle- Rozdział V

Zium, zium, zium! Rozdział dodaję wcześniej niż zwykle! A w nim- awantury, zgoda, kłutnie i inne bzdury spotykane w większości opowiadań opowiadających o niczym szczególnym.


P.S. Jutro zapewne pojawi się super-hiper-duper-bonusowy-bonus, lub jak kto woli one-shot.

Rozdział V


Kolejny dzień w szkole, nie miał być niczym niezwykłym. Rano, Gamzee obudził się o tej samej co zwykle godzinie, a pierwsze dwie lekcje minęły dokładnie tak jak zawsze. Krótka dyskusja z nauczycielką języka ojczystego zmieniła się w wielką debatę pochłaniającą całą godzinę lekcyjną. Na fizyce monotonny ton głosu nauczyciela sprowadzał na wszystkich senność. Nawet fakt, że profesor kazał wejść Solluxowi na podwyższenie przy tablicy i łapać bańki mydlane, nie poprawiał sytuacji.
Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem plastyki. Nie można powiedzieć, że klasa była jakoś wybitnie uzdolniona, większość z nich nawet linię prostą rysowała koślawo. Gamzee siedział z Karkatem i malował, lub raczej pisał. Cała masa fioletowych napisów 'HoNk', tworzyła na czarnej kartce dziwną postać. Koziorożec bez większego zastanowienia stawiał kolejne słowa, aż wreszcie uznał, że na dzisiaj ma dosyć.
- Co robisz bro?- zapytał Karkata, spoglądając na jego pracę.
- Nie widać?- odpowiedział oschle pytaniem. Gamzee przesunął się bardziej w kierunku kartki kumpla i przyjrzał się dokładnie.
- Dlaczego na twoim obrazku Taros ma odpiłowywane piłą Kanayi rogi?
- To nie jest ta sierota Tavros!- wysyczał zirytowany.
- Co nie ja?- spytał byk odwracając się do tyłu, w kierunku Karkata.
- Karkaciątko chce ci odciąć rogi.- powiedział wesoło Gamzee.
- Karkat dlaczego chcesz to zrobić?- wtrąciła siedząca z inwalidą Aradia.
- Dajcie mi do cholery spokój! To nie jest ta cholerna sierota!- niemalże wykrzyczał rak. Powoli wokół ławki zaczęło gromadzić się ich coraz więcej troli. Nie można było w jakikolwiek sposób zaprzeczyć temu, że wszyscy wręcz kochali zamieszania. Wygłaszali swoje opinie na temat tego czy trol na obrazku, to faktycznie Tavros czy też nie. W końcu nawet najbardziej leniwi ruszyli się z swoich miejsc, aby zobaczyć o co chodzi.
- Czy wy wszyscy ślepi jesteście? To coś ma tylko rogi jak Tav, reszta jest zupełnie inna!- prychnęła Hybris, tuż obok dziewczyny stał jej brat bliźniak Hypnos. Różnili się od siebie niemalże całkowicie. Chłopak był ospały, leniwy i niezwykle flegmatyczny, nie mówił za wiele, a okazywanie uczuć ograniczał do delikatnego uśmiechu. Natomiast siostra była bezczelna, arogancka i bardzo impulsywna. Jedynymi rzeczami jakie łączyły rodzeństwo był wygląd oraz zamiłowanie do wszelkiego rodzaju sztuki.
- Karkat mogę to poprawić...?- zapytał Hypnos, jednak zupełnie nie czekał na odpowiedź. Wziął ołówek i bez pośpiechu zaczął poprawiać całą postać.
- Cholera jasna! Co ty kuźwa robisz?! To nie miał być ten debil!- wykrzyczał rak. Normalny nauczyciel już dawno kazał wszystkim się uciszyć, lecz pani Kalero utkwiła we własnym świecie i zupełnie nie zwracała na nich uwagi.
- Sory... 
- KK nie drzyj się na braciszka, bo połamię ci te mikro różki.- wysyczała Hybris.
- Wow... Teraz naprawdę wygląda jak Tav...- powiedział z podziwem Gamzee.
- Dzięki...- odparł krótko Hypnos i powoli wrócił na swoje miejsce. Jego siostra po krótkiej kłutni z rakiem, dołączyła do brata. Nie trzeba było czekać nawet pięciu minut, a zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczeli 'wylewać się' z klasy.
- Karkat to cham...- wymamrotał sam do siebie Tavros, ale koziorożec idący tuż obok doskonale wszystko słyszał.
- Karkaciątko ma po prostu pewne kompleksy, no i jednak jest Karkaciątkiem.- powiedział ze spokojem, a byk początkowo nie wiedział o czym Gamzee mówi.
- No, ale czasami przesadza.
- Trudno, ja w końcu też... Każdy.- jeggalo nadal zachowywał całkowity spokój, jakby zupełnie nie przejmował się tym co mówi, o czym mówi i co ewentualnie może powiedzieć.
- Ale teraz naprawdę mnie zdenerwował! Dotychczas byłem, a przynajmniej starałem się być miłym! Jednak on nie przestawał! Co ja mu takiego zrobiłem?!- Tavros z lekka zaczął tracić panowanie nasd sobą, a jego przyjaciel szedł nucąc jakąś melodię.
- Masz rogi Tav... Masz wielkie rogi, a Karkat twierdzi, że ktoś tak ciapowaty jak ty nie powinien mieć ich w ogóle.
- Nie jestem...
- Wiem, że nie jesteś żadną sierotą.- przerwał Gamzee.- Ale to co Karkaciątko uważa, Karkaciątko będzie uważać. Może ma trochę racji... W końcu przejechałeś tego swojego Lusus'a.
- Teraz będziesz mi jeszcze wmawiał, że to moja wina, że Lusus nie żyje?!
- No w końcu ty go przejechałeś.
- Ale to ty mnie popchnąłeś.
- To mało istotne.
- Nie da się z tobą rozmawiać.- Tavros doskonale wiedział, że Gamzee zawsze i za wszelką cenę będzie bronił swojej racji, ale nie ułatwiało to wcale prowadzenia konwersacji.
- Wiem. Co zrobić?- odparł wzruszając ramionami.
- W tym problem, że nia da się nic zrobić.
- Bywa.- powiedział beztrosko
- Czy ty w ogóle jesteś w stanie przejmować się czym kolwiek?- spytał zirytowany Tavros.
- Jestem, na przykład teraz. To straszne, że ta paskuda Kurloz zabrała wszyskie moje zabaweczki.
- Gamzee, masz złamaną rękę. Znając ciebie, to gdybyś miał do nich dostęp, rozwalił byś ją jeszcze bardziej.
- No, ale przy niektórych rzeczach nie da się nic popsuć! Co ja miałbym sobie zrobić z levistick'iem?!- koziorożec zaczął gwałtownie wymachiwać rękami na wszystkie strony.
- Przypomnisz co to było...?
- Ten kijek na żyłce, co wygląda jakby lewitował.
- Aaa...- więcej nie było mu dane powiedzieć, bo zadzwonił dzwonek.
Lekcje mijały swoim zwykłym tempem, a przynajmniej minęłyby, gdyby nie odwołana ostatnia godzina.
O piętnastej dwadzieścia większość uczniów opuściła budynek i zadowolona bardziej, lub mniej wracała do swoich domów.
- Tav... Nie chce mi się jutro do szkoły.- wymamrotał Gamzee powoli wlokąc się za wózkiem przyjaciela.
- Przestań marudzić, jeszcze tylko jutro, a potem dwa dni wolnego.
- Dwa dni to za mało...
- I tak zmarnujesz je na siedzenie przed komputerem.
- Mówisz jakbyś sam robił inaczej.- prychnął.
 Gdy Gamzee wrócił do domu, niemalże od razu włączył komputer, a potem grę. Nie miał co robić, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Teoretycznie mógłby się pouczyć czy posprzątać w pokoju, jednak kto by się tym przejmował. Grał przez dwie godziny, a potem przyszła pora na czat.
Dave wysłał mu jakiś filmik, a Gamzee oglądając go nie mógł o trząsnąć się z szoku. Znał tą piosenkę, ale nie wiedział jak się nazywa, przesz co zawsze mówil na nią jakoś inaczej. Teraz z na jej tytuł i... Jest teraz przeszczęśliwy. Można go nazwać wrecz uosobieniem szczęścia.
'TaV wIeM jUż Co To JeSt- MiRaClEs'- Gamzee wysłał wiadomość do przyjaciela i zupelnie nie obchodziło go, że tamten jest offline. Był teraz po prostu w pewien sposób szczęśliwy.

niedziela, 25 maja 2014

One Miracle- Rozdział IV

Jako, że czytają to całe dwie osoby, postanawiam broń Boże się nie poddawać i prowadzić to coś do końca(czyli w sumie całkiem długo). Czy spodziewałam się większej ilości czytelników? Nie, przecież mało kto wie w ogóle o istnieniu czegoś takiego jak Homestuck, więc dwójka mi wystarczy.

Rozdział IV


-... Zaczynamy! Na scenę szybko ci grający Samsona i Grzegorza! Z prologiem dajemy sobie spokój, przynajmniej na razie.... Ty! Trzymaj scenariusz! Grasz Merkucjo i nie przejmuj się jak coś nie wyjdzie!- nauczycielka wcisnęła w ręce Gamzee'ego plik kartek i poszła poganiać wszystkich po kolei. Sprawiała wrażenie nieco zestresowanej, a zarazem bardzo szczęśliwej. Cały czas gestykulowała i mówiła w przesadnie żywy, wręcz chaotyczny sposób.
- Ona tak zawsze?- zapytał Tavrosa koziorożec od niechcenia przerzucając kartki.
- Tak, ale łatwo jest się do tego przyzwyczaić.- odpowiedział uśmiechając się radośnie. Makara z widocznym znudzeniem spoglądał to na scenę to na scenarjusz. Sztuka była według niego całkowicie bezsensowna. W końcu jakim cudem w tak krótkim czasie ktoś może się w sobie zakochać i jeszcze wyjść za mąż, pozornie umrzeć i umrzeć naprawdę? To nie możliwe! Choć z drugiej strony to ludzka sztuka, a ludzie mają nie pokolei w głowach.
Po kilkunastu minutach Tavros opuścił Gamzee'ego i wjechał na scenę, mówił coś o jakiś głupotach jak 'zakochanie się', właściwie to wszyscy zachowywali się jak Terezi po faygo. Tylko w zeciwieństwie do niej, mieli spodnie...
Wreszcie nadszedł czas na akt czwarty. Oznaczało to wejście na scenę i 'zapoznanie się' z postacią.
-... Niechaj sobie teraz Ciekawe oko nicuje mą szpetność! Ta larwa za mnie będzie się rumienić!- powiedział, a przynajmniej starał się powiedzieć dość przekonująco i 'odpowiednio' Makara, jednak po chwili wybuchnął histerycznym śmiechem.- Przepraszam, ale moja postać gada straszliwe głupoty.- nadal się śmiał.
- Taka twoja rola. Błagam zachowaj powagę.- odparła nauczycielka. Reszta próby minęła w podobny sposób, a przenamniej wtedy gdy Gamzee miał coś mówić. Wyjątkami od tej dziwnej reguły była scena balkonowa i śmierć Ramea oraz chwilę później Julii. Wtedy wykazywał niewielkie zainteresowanie przedstawieniem. W międzyczasie zdąrzył on stwierdzić, że sam zagrał by znacznie lepiej i Romea i Julię, nawet w tym samym czasie. Chociaż w sumie Tavros i tamta dziewczyna, naprawdę się starali dobrze wszystko odegrać, ale jednak wszystkie uczucia były bardzo sztuczne. Ale czego innego można się spodziewać po szkolnym przedstawieniu...
- Yo, Tav. Kto tak właściwie gra Julię?- spytał po próbie Gamzee.
- Nyumyu, czy jakoś tak.
- Co to za dziwne imię? Jest takie... Miałczące.- Tavros słysząc to określenie walnął się w czoło otwartym dłońmi.(double facepalm zioom)
- Nie wiem... Jej symbol teź jest dość dziwny, triquetra.
- Czyli, że nie jest z głównego szczepu...- powiedział raczej sam do siebie.
Szli bez pośpiechu do domów i rozdzielili się jak zwykls na skrzyżowaniu. Niesprawna w tym czasie ręka, niezwykle irytowała koziorożca. Nie môgł nic robić, nawet sztuczek karcianych... A z resztą, karty zabrał lichow wie gdzie Kurloz.
Po powrocie do domu zjadł kilka kawałków zamówionej przez brata pizzy, potem rozłożył się wygodnie na kanpie w salonie i zaczął oglądać jeden z całego mnóstwa programów kulinarnych. W tym była czwórka uczestników i chodzili do siebie na kolecje, by potem ocenić przyjęcie. Niektórzy są okropnie wkurzający, a ich maniery pozostawiają wiele źyczenia. Przykładowo wielki, napakowany, zapewne bezmózgopi troll, przygotwał danie z puszki, a potem jeszcze bezczelnie kłamał, że wszystko zrobił sam. Jednak wśród wszystkich minusów programu, Gamzee dostrzegał jeden plus- komentatora, który nieustannie nabijał się z zachowania uczesników.
 Do pokoju wszedł starszy z braci i zajął miejsce na fotelu niedaleko kanpay.
- Znowu oglądasz ten idiotyczny program?- spytał zerkając na ekran.
- Nie lieci nic lepszego, więc tak.
- Dzisiaj wróciłeś co później.
- Noo... Tav wyciągnął mnie na koło teatralne.- westchnął ze zmęczeniem Gamzee.
- Przybajmniej jest szansa, że nie uszkodzić sobie ręki, bardziej.
- Bro, czy naprawdę wierzysz w istnienie tak wielkich cudów?
- Czemu nie.- odparł beztrosko.
- Ugh... Ta sztuka jest naprawdę okropna.
- Jakieś 'głupoty' o miłości?- zapytał uśmiechając się nieco złośliwie.
- Tak, ale żeby wszystkiego było mało,to cała akcja przedstawienie dzieje się w ciągu bodajże czterech dni.
- No nieźle.
- To ja idę spać.- powiedział nagle Gamzee i wstał.
- Ty wiesz, że jest dopiero siedemnasta?
- Trudno, najwyżej nie będę spał w nocy.- poszedł na chwilę do swojego pokoju, a potem do łazienki by wziąć szybki prysznic. Kiedy wreszcie padł na łóżko, dokładnie poczuł, że czuje się jak worek starych, sflaczałych ziemniaków. Ponad to uświadomił sobie, że nie chce aby ta cała Nyumyu całowała się z jego przyjacielem w tej sztuce. On przecież ledwo co dał radę powiedzieć Gamzeeemu jak ona ma na imię, więc koziorożec wolałby żeby to była chociażby Aradia, lub jakakolwiek dziewczyna z klasy. A fakt, że tak mało wie o 'Julii' nieco go irytuje.
Zasnął po dłuższej chwili tych rozmyślań  na temat bądź co bądź przedstawienia, lub raczej Tavrosa. W końcu księżniczka musi dbać o swoich poddanych.


__________________________________________

Urgh... Znowu krótko, ale w przyszłości się poprawię. A i zamiast w sobotę wstawiłam to z lekkim opóźnieniem już w niedzielę. Hańba mi. Niech spłonę w ropie naftowej.

Teraz pojawi się istotne ostrzeżenie- Jako, że trollów bądź co bądź jest mało, będą wymyślane przezemnie nowe. Ich imiona mogą okazywać się skrajnie głupie, ale cóż zrobić. Jakoś muszę budować trollowe społeczeństwo.




sobota, 17 maja 2014

One Miracle- Rozdział III

Tym razem będzie nieco dłużej, chociaż nie tak długo jak bym chciała... Jestem leniwa.

Rozdział III


O piątej rano budzik koziorożca zaczął pikać w swój zwyczajny, doprowadzający wielu do napadu szału, sposób. Chłopak na wpółprzytomnie wyłączył urządzenie i przez dłuższą chwilę leżał na plecach wpatrując się w sufit, który kiedyś był śnieżno biały. Aktualnie cały był w plamach po zbytnio wytryskających napojach i farbie, w dodatku cały znacząco zszarzał. Dawniej, co rano mówił sobie, że kiedyś go przemaluje, a tym samym doprowadzi do porządku. Jednak jakiś miesiąc temu uznał, że jest zbyt leniwy by to zrobić, więc wpatrywał się w niego niemalże bezmyślnie, powoli wybudzając swój organizm. Nie spieszyło mu się. Miał czas aby spokojnie się przebrać, zjeść śniadanie i jeszcze spędzić dobrą godzinę w internecie, wszystko dlatego, że nastawiał budzik na wcześniejszą porę. 
Po półgodzinie leżenia, powoli zwlókł swoje ciało z łóżka i poszedł odsłonić okno. W międzyczasie udało mu się nadepnąć na cyrkiel o którego istnieniu zapomniał już bardzo dawno temu. Na podłodze można było odnaleźć niemalże wszystko od części garderoby po sztućce i talerze. Żadko kiedy sprzątał. Właściwie to tylko gdy już naprawdę musiał, bo nie mógł przejść tak aby na nic nie nadepnąć, lub Tavros nie był w stanie przejechać przez ten syf swoim wózkiem. Może raz na miesiąc czy dwa. Unikał tego, bo uważał to za zwykłą stratę cennego czasu, który możnaby było wykorzystać na rozmawianie z 'ludźmi' i powiększanie swojego garba, nieodpowiednio siedząc przy komputerze.
Garbił się i w żaden sposób nie możnabyło temu zaprzeczyć. W dodatku był wysoki i chudy, przez co sprawiał wrażenia nieco pokracznego. Jedynym co jakoś poprawiało sytuację były szerokie ubrania, wystarczy spojrzeć na spodnie, czy koszulkę za dużą o co najmniej rozmiar. 
Młodszy Makara wziął ze sobą ciuchy i ręcznik, poczym poszedł do łazienki znajdującej się na drugim końcu korytarza. Wziął szybki prysznic, ubrał się, zaczął suszyć włosy, a kiedy były już niemal całkowicie suche, odłożył suszarkę i przeszedł do malowania. Spojrzał na swoje szare odbicie w lustrze. Nie lubił tego naturalnego, nie pomalowanego siebie. Wyglądał wtedy jak każdy inny troll, a przecież on nie był taki jak wszyscy inni, on był jeggalo. Może i wyglądał nieco dziwnie, ale zawsze normalniej niż Eridan. Ciężko jest się dziwić Feferi, że odrzuca kolesia który chodzi w pelerynie i nosi ze sobą różdżkę.
Gdy skończył się molwać z niekrywanym zadowoleniem spojrzał na swoje odbcie. Miał piękne, długie, nieco powywijane rogi, makijaż klauna i szopę na głowie, której początki istnienia sięgają dzieciństwa Makary. 
Wyszedł z pomieszczenia i skierował się do kuchni. Szybko zrobił grzanki z masłem orzechowym oraz dżemem i zieloną herbatę. Wszystko to zaniósł do swojego pokoju i włączył komputer. Na czacie dostępny był Dave, człowiek z którym od pewnego czasu zaczął dość regularnie rozmawiać. Gamzee'ego dziwiło bardzo, że ludzie piszą w mało skomplikowany sposób. Nawet ilość wstawianych emotikonek ograniczają do minimum.  Porozmawiał z nim jakieś dwadzieścia minut, a pozostały mu do wyjścia czas spędził na oglądaniu różnych dziwnych filmików i przeglądaniu stron. Pod koniec zauważył coś interesującego, komunikat- 'Kanaya Maryam zmieniła status na 'w związku' z: Rose Lalonde.' Gamzee omal się nie/ zadławił herbatą gdy to przeczytał. Jeśli dobrze pamięta to 'Rose' jest u ludzi żeńskim imieniem. Jednak pal sześć orientację Kanyi! Rose to człowiek! Bądź co bądź, zielona nie jest jakoś bardzo nisko w 'hierarchii', napewno wyżej niż Karkat, ale on nawet nie jest do końca trolem.  Mało istotne.
Nadszedł czas by wreszcie wyjść z domu i zawlec się do szkoły. Wziął plecak i bluzę, założył w pośpiechu trampki, po czym wyszedł. Szedł bardzo szybko do skrzyżowania na którym zwykle spotykał się z Tavrosem. Stało się coś naprawdę żadko spotykanego- Gamzee przyszedł pierwszy. Co więcej musiał czekać jeszcze pięć minut na byka.
- Spóźniłeś się bro.
- Uznałem, że ty jak zawsze przyjdziesz nieco później.
- Sługusie zawiodłem się na tobie. Teraz pozostaje mi tylko popaść w najczarniejszą rozpacz!- zakrył twarz dłońmi i upadł na kolana zupełnie nie zważając na ewentualny ból.
- Najmocniej przepraszam księżniczko! Więcej się to nie powtórzy! A teraz proszę wstań, jeszcze zrobisz sobie dziurę w tych swoich dziwnych, klaunowych spodniach.
- Wiesz, że Kanaya ma dziewczynę?- zapytał otrzepując brud z kolan.
- Wiem. Właściwie to już od wczoraj.
- Jakim cudem?
- Zgaduję, że przespałeś cały wczorajszy dzień... Około osiemnastej zmieniła status.- powiedział ze spokojem i skręcił w lewo. Dalej szli gadając o wszystkim i za razem niczym, tak jak to zwykle bywało. Nie spieszyło im się specjalnie, mieli sporo czasu na to by zdążyć. Nie warto być zbytnio przed czasem, bo i tak jeszcze nikogo nie ma. 
Byli na miejscu pięć minut przed dzwonkiem, a pierwszym co zrobił  Gamzee było odnalezienie Kanayi i przeprowadzenie z nią bardzo krótkiej, ale jakże zawiłej rozmowy. Właściwie to nie dowiedział się niczego czego sam by się nie domyślił. Pierwsze lekcje minęły wyjątkowo szybko, a komplikacje zaczęły się na lekcji wychowania fizycznego. Koziorożec należał do grona które mimo swojego lenistwa, zawsze brały udział w lekcji. Owszem nie chciało mu się niczego robić, biegał bo musiał, grał bo mu kazano, wszystko robił bez najmnjszego entuzjazmu, a przynajmniej do chwili w której jego drużyna zaczynała przegrywać. Lubił być zwycięzcą i za wszelką cenę dążył do wygranej. A teraz... Nie może ćwiczyć i przez dwie kolejne godziny będzie się niemiłosiernie nudził siedząc na ławce.
- Tav... Jakim cudem jesteś w stanie cały czas siedzieć...?- zapytał nie do końca zdając sobie sprawę z tego co mówi Gamzee.
- Hmmm... To nie takie trudne kiedy od kilku lat nie możesz chodzić.- powowiedział wesoło Tavros.
- Nudzi mi się.
- Wiem.
- Potem jest jeszcze godzina wychowawcza, nie?
- Tak. Gdybyś w jakiś sposób zapomniał, to już za tydzień jedziemy na wycieczkę.
- Oh shit... Z kim mamy być w pokoju?
- Z Karkatem i Eridanem...
- Przecież oni się pozabijają! Kto w tak idiotyczny sposób nas dobrał?- powiedział wstając gwałtownie  na równe nogi.
- Wychowawca...
- Przecież mogli dać Karkaciątko do Solluxa i było by po problemie!
- Nie mogli.
- Co? Czemu?
- Bo nie było jak inaczej rozdzielić pokoi.
- Yhymm...- Gamzee usiadł spowrotem na miejsce i zaczął strzelac z nudów palcami.
- Przestań.
- Czemu sługusie?
- Bo to okropne.
- To poproś.- powiedział złowieszczo koziorożec i strzelił tuż przy uchu Tavrosa.
- Jesteś okropną księżniczką. Znęcasz się nad poddanymi!
- Już miałem awansować cię na rycerza, ale chyba sobie podaruję.
- O nie. Co za strata. Popadam w najczarniejszą rozpacz.- odparł bez jakichkolwiek emocji byk.
- Prawidłowo.
- Gamzee...?- zapytał nieco niepewnie Tavros.
- Co kmieciu?
- Potrzeba nam kogoś kto zagra Merkucjo w ludzkim przedstawieniu...
- Znowu próbujesz mnie zaciągnąć do tego idiotycznego kółka?
- Jak najbardziej. Teraz i tak nie robisz nic przez tą rękę.- odparł pewnie i uśmiechnął się radośnie do koziorożca.
- Kiedy macie te pseudo próby?
- Dzisiaj, tylko ten jeden dzień w tygodniu. Potem będzie tego więcej...
- No dobra, przyjdę.
- Cudownie.
Gdy tylko wyszli z klasy po ostatniej lekcji, zaczeli iść w kierunku sali konferencyjnej na drugim piętrze. Było to bardzo duże pomieszczenie, w którym ze względu na obecność sceny, odbywały się wszystkie szkolne przeglądy czy przedstawienia. 
Weszli do środka i usiedi na krzesłach ustawionych pod ścianą. Oprócz nich byli tam jeszcze tylko dwaj nieznani im chłopacy, zapewne o rok czy dwa młodsi. 
- Tav, a ty kogo grasz?- zapytał odrobinę zaciekawiony Gamzee.
- Romeo, główny bohater, przyjaciel twojej postaci.
- Aha...- odparł. Nie lubił tych ludzkich rzeczy które próbowano im wciskać. Wszystkie były dość tandetne,  no może były drobne wyjątki.
Do sali wchodziło coraz więcej osób, a na samym końcu przyszła nauczycielka o rogach przypominających nieco rogi ludzkieho jelenia.
- Cóż to moje piękne oczy widzą! Tavros czyżbyś znalazł nam Merkucjo?- spytała entuzjastycznie, spoglądając ciekawsko na Gamzee'ego.
- Tak.- odparł dumnie.
- Wspaniale! Wreszcie będzie można wszystko zrobić jak należy! Zaczynamy...

sobota, 10 maja 2014

One Miracle - Rozdział II

Dobra, zanim przejdę do rzeczy złożę pewną ryzykowną obietnicę- nowe rozdziały będą się ukazywały co tydzień, w sobotyę Póki co nie mam nawet dokładnie ustalonej jakiejkolwiek fabuły, ale jest Tavros i Gamzee... I Tavros! To wystarczy.

Rozdział II



Tavros siedział nieco zdenerwowany przy łóżku swojego przyjaciela. To jemu przypadło zaszczytne zadanie poinformowania koziorożca o złamanej ręce, oraz późniejsze przeprowadzenie dyskusji o chwilowym zawieszeniu ćwiczeń w żonglerce. Teoretycznie, podczas pobytu u lekarza nie spał, ale nie można powiedzieć też, że kontaktował ze światem w prawidłowy sposób.
- Gamzee, obudź się wreszcie.- powiedział i lekko potrząsnął klauna za ramię. O dziwo tamten zareagował i powoli otworzył oczy.
- Po co mnie budzisz Tav...? Kupiłeś już dla mnie faygo...?- zapytał leniwie podnosząc się do siadu. Nagle zauważył coś interesującego. Podniósł lewą rękę na wysokość swojej twarzy i zaczął jej się przyglądać.- Tav, czemu tu  do cholery jest gips...?!
- Właśnie po to tu jestem, żeby ci powiedzieć, że masz złamaną rękę, no i przez najbliższy czas nawet nie próbuj używać tych swoich kręglo podobnych coś'ów.
- Maczug.- wtrącił, nadal bardzo sennym głosem.
- Tak, właśnie. Kurloz wynosi twój sprzęt na strych.... Monocykl też.
- Ale jojo to mi chyba nie zabrał?
- Marzenia... Zabrał wszystko co w jakiś sposób związane jest z kuglarstwem.
- A przez ile mam nosić to coś?- powiedział wciąż tym samym tonem głosu.
- Tak gdzieś osiem tygodni...
- Motherfucker, co to ma być?! Jak ja mam żyć?!- nagle bardzo się ożywił i zaczął machać rękoma na wszystkie strony.
- Uspokój się Gamzee... Wytrzymasz, znajdziesz sobie inne zajęcie... A z resztą to twoja wina.- Tavros starał się go jakoś uspokoić.
- Tak, wiem i przepraszam.
- Za co ty mnie niby przepraszasz?- prychnął rozbawiony byk.
- No... Niepotrzebnie zacząłem krzyczeć i w ogóle... A tobie nic się nie stało w podczas upadku?
- Po za paroma siniakami i zartymi rękami, to nic. Za to ty chyba nie co za mocno uderzyłeś się w głowę. Serio. Nigdy nie słyszałem żebyś przepraszał kogokolwiek za taką głupotę.
- Nie.
- Co 'nie'?
. Wszystko, motherfucker.... Kupiłeś mi faygo?
- Nie, ale jestem pewien, że gdzieś w twoim pokoju znajdzie się jakieś.
- Pfff... Niech ci będzie. Wstanę i je sobie znajdę.- zszedł z łóżka i omijając wszystkie rzeczy porozrzucane po podłodze, podszedł do szafy. Otworzył drzwiczki, wyciągnął jedną z dwudziestu butelek i wrócił na miejsce.
- Otwórz mi to mój wierny sługusie.- powiedział podając butelkę Tavrosowi.
- A magiczne słowo?
- Masz mi otworzyć tę butelkę.
- Nie, to zdecydowanie nie jest magiczne słowo.
- No dobra... Otwórz mi faygo... Proszę.
- Lepiej.
- Wiadomo.
- Coś mówiłeś...?
- Nie, nic, wcale... Dzięki.- wziął spowrotem butelkę i za jedym zamachem wypił prawie połowę.
- Masz zamiar pojawić się jutro w szkole?
- Nie wiem, niekoniecznie. Zależy czy ładnie mnie poprosisz.
- W takim razie, ładnie proszę.
- Hmmm... Dobrze sługusie.- powiedział z wyższością Gamzee.
- Ależ dziękuję łaskawa księżniczko.
- Właściwie to czemu jestem księżniczką?
- A król maluje sobie twarz?
- Nnn... Dobry argument.
- No widzisz. Dobra, ja już się będę zbierał.
- Spoko. Odprowadzić cię kawałek?- koziorożec wstał i zaczął pchać wózek w kierunku drzwi.
- Lepiej nie.- odparł pewnie Tavros.
- Co? Czemu?
- Bo jakieś dwie godziny temu miałeś zszywaną głowę, a znając ciebie, zrobiłbyś coś na tyle głupiego by tylko pogorszyć swój stan.
- Egh... Niech ci będzie. Nie zapomnij kupić mi faygo, w przeciwnym razie skrócę o głowę.
- Już się boję.- powiedział ironicznie byk.
- Powinieneś.- odparł sam do siebie Gamzee.
 Gdy dotarli do bramy wejściowej jeszcze przez chwilę rozmawiali o wszekiego rodzaju głupotach, aż w końcu rozeszli się, każdy w swoją stronę. 
Tavros powoli, bez najmnjejszego pośpiechu jechał w kierunku swojego domu, który na dobrą sprawę znajdował się dwie ulice dalej od domu klauna. Dzisiaj nie było ich wszkole, co oznacza niewielkie zaległości i dwa sprawdziany do nadrobienia. Teraz wie, że za żadne skarby świata nie pozwoli przyjacielowi na wcielanie w życie, dziwnych i zagrażających zdrowiu fizycznemu oraz psychicznemu pomysłów. Chociaż przez muzykę jaką słucha i ilość horrorów jaką obejrzał Gamzee, jego psychika już nigdy nie będzie do końca normalna. Kiedy wreszcie trafił do domu, zrobił byle jaki obiad i zaniósł go do swojego pokoju gdzie niemalże od razu włączył komputer, a co się z tym wiąże, również czat. Był online tylko on, Gamzee i Vriska, która od tygodnia była chora. No, jeszcze są ci wszyscy nie-trole, jednak dzisiaj nie miał najmniejszech ochoty na rozmowę z ludźmi. W ogóle z nikim. Chciał mieć spokój. Przez wydarzenia dnia dzisiejszego, czuł się wyczerpany. Działo się zdecydowanie zbyt wiele.